Piekarnia z ulicy Długosza. Historia rodzinna

Marek pokazuje bliznę na głowie taty. – Wszystko właśnie przez to – obaj się śmieją, chociaż wspominają czas, który wcale wesoły nie był. Wracamy dziś do Piekarni z ulicy Długosza, żeby opowiedzieć Wam więcej o samej piekarni i jej właścicielach.
Marian Grzegorz Jania (prosi, żeby mówić o nim Grzegorz, bo tak go każdy kojarzy) – jak mówi – w piekarnię się wżenił. Bo to rodzina jego żony ma tradycje piekarskie sięgające jeszcze czasów przed wojną – wówczas państwo Dębowscy byli piekarzami w Poznaniu. Zaraz po wojnie Mieczysław Dębowski przyjechał do Szczecina i otrzymał kierownictwo piekarni na dzisiejszej ulicy Tkackiej dokładnie 7 września 1945 roku.
Na ulicy Długosza są od 1953 roku. – Ja byłem mechanikiem w Polskiej Żegludze Morskiej – opowiada Grzegorz Jania. Niestety brat mojej żony, który przejął piekarnię po swoim ojcu, zginął w wypadku 1998 roku. Stanęliśmy przed trudną decyzją, co dalej. Zdecydowałem, że podejmę wyzwanie, bo i tradycja rodzinna, ale też ludzie, którzy u nas pracowali – i tak jestem tu do teraz, a od kilku lat – także z synem Markiem – mówi.
O wszystkim zdecydował… kolejny wypadek. Marek Jania chciał swoją przyszłość związać z budowlanką. Dostał pracę na budowie w Warszawie. – W piątek kupiłem bilet do stolicy, w niedzielę miałem jechać, ale tata w sobotę poszedł na rower… – wspomina. Pana Grzegorza potrącił samochód. – Wszystko wyglądało źle, bardzo źle. natychmiast podjąłem decyzję, że zostaję. I tak jestem do dziś – mówi Marek.

Obaj nie raz mają dosyć, ale jak mówią, piekarnia to ich życie. – Naturalne kwasy, które sami robimy, ten zapach… – pan Grzegorz lubi opowiadać o chlebie pytlowym, z którego piekarnia słynie. Pokazuje charakterystyczne, czarne foremki. – Muszą być tak przepalone, żeby chleb się udał. Jak kupujemy nowe, najpierw przynajmniej dwa razy idą puste do pieca – tłumaczy.
Marek kocha… dźwięk chleba. Z pieca właśnie wyszedł szczeciński. – O, słyszycie jak strzela! Kostkuje, tak to się nazywa. Skórka charakterystycznie pęka i wydaje taki dźwięk!
Marek jest w piekarni od wszystkiego. – Czasem stoję za ladą, czasem rozwożę towar, a jak trzeba to i kwas przerobię – mówi. Kocha magię, która się tu dzieje. – Takie magiczne momenty – tłumaczy. – Na przykład przed świętami, dużo pracy, pełno ludzi, w kolejce stoi tata z córeczką. Dziewczynka się rozgląda i mówi nagle: „Wiesz tato, fajna jest ta piekarnia”.
Piekarnia z ulicy Długosza ma teraz niełatwy czas, bo przez zmianę organizacji ruchu i remonty drogowe, obroty spadły o 30 procent (na jednokierunkowej Długosza tworzą się korki i ciężko się zatrzymać, aby na chwilę wyskoczyć po chleb czy bułki). Ale – jak mówi Marek – przeżyli już jeden remont, dadzą radę i teraz.
JEŚLI PODOBA CI SIĘ TO, CO ROBIMY (BĘDZIE NAM ŁATWIEJ PRZETRWAĆ KOLEJNE NOCKI), BĘDZIE NAM MIŁO, JEŚLI POSTAWISZ NAM KAWĘ: buycoffee.to/nadoportemnoc