Baza szczecińskiego WOPR, czyli noc na wodzie

Bulwary? Są turbobezpieczne! To chyba jedno z najbardziej strzeżonych miejsc w mieście – mówią ratownicy szczecińskiego WOPR. Oni sami czuwają 24 godziny na dobę. Jeśli dostaną zgłoszenie – będą na Bulwarach w ciągu minuty!
Jesteśmy w bazie szczecińskiego WOPR przy ulicy Heyki. To tu odbierane są zgłoszenia. Na zmianie Piotr, Maciej, Przemek i Dominik. Oprócz bycia ratownikami, każdy z nich ma swoją pracę. Piotr jest instruktorem pływania i restauratorem (możecie go spotkać w Bubble Waffle przy Sikorskiego). Maciej pracuje w bazie znakowania nawigacyjnego Urzędu Morskiego. Przemek jest nawigatorem i pływa na statkach obsługujących platformy wiertnicze. Dominik to student drugiego roku medycyny. W bazie jest jeszcze Fox, który nie odstępuje nas na krok. Pies przekazany z policji jest stróżem i przyjacielem woprowców.
Piotr na nocnym dyżurze odbiera telefony z numeru ratunkowego nad wodą 601 100 100 i szczecińskiego 984. Ma też nieustanny podgląd na newralgiczne miejsca, między innymi na tłoczne w ciepłe wieczory i noce Bulwary. – Zwracam uwagę na nietypowe zachowania – mówi. Jeśli ktoś zaczyna się rozbierać – to znak, że może chcieć wejść do wody.

Dzwoni telefon. To ratownicy z Sopotu. Sprawdzają łączność, bo właśnie rozpoczynają nocny dyżur.
Bosman Dominik krząta się po bazie. – Do moich zadań należy dbanie o sprzęt, sprzątanie bazy, robienie obchodów. W nocy zawsze jest spokojniej, niż w dzień – mówi.
Słońce zachodzi, a my wypływamy na patrol z Maciejem, Przemkiem i Dominikiem. Maciej i Przemek pokazują nam sprzęt na łodzi. To niemal jak mała karetka. Opatrunki, koce termiczne, defibrylator, który jest w specjalnym wodoszczelnym pojemniku. Woprowcy są gotowi niemal na każdą sytuację.

Płyniemy pod mostem Długim, potem wzdłuż Bulwarów. Z wesołego miasteczka słychać głośne piski bawiących się ludzi. Ratownicy wspominają, że kiedyś zostali obrzuceni butelkami podczas interwencji z kąpiącym się w Odrze mężczyzną. Ale takie incydenty to rzadkość. Zaglądamy na jezioro Dąbie, rzekę Świętą, w zakamarki szczecińskiej Wenecji. Wracamy już po zmroku. Wszędzie jest spokojnie. W bazie Piotr nieustannie obserwuje obraz z kamer. – Jest spokój i tak ma być – uśmiecha się.
Maciej i Przemek oprowadzają nas po bazie. Nowe skutery jako pierwsze w Polsce mają oświetlenie przystosowane do nocnych akcji. Jest też łódź z sonarem do poszukiwań. To i zawartość magazynu przypominają, że ta praca to nie tylko udzielanie pierwszej pomocy i ratowanie z wody, ale też poszukiwanie tych, którym pomóc się już nie da. Specjalne rękawice do wyciągania trupów robią ponure wrażenie.
W bazie są łóżka. Ratownicy mogą się zdrzemnąć. Jeśli będzie wezwanie, dyspozytor włącza głośny alarm, który ich obudzi. Nocna zmiana kończy dyżur o 7 rano. Rano dzwonię do Piotra. – Było spokojnie. Przed trzecią było jedno wezwanie, że na jeziorze Dąbie odpalane są rakiety, ale okazało się, że to ktoś na brzegu bawił się pirotechniką – mówi.
Przez cały rok, każdej nocy, w bazie WOPR przy Heyki dyżuruje przynajmniej dwóch ratowników.