Noc w cerkwi, czyli wielkie (i długie) świętowanie

Noc w cerkwi, czyli wielkie (i długie) świętowanie

Ktoś może zastanawiać się, jak wytrwać całą noc na nabożeństwach. Bo świętowanie prawosławnej Wielkanocy trwa właśnie tyle.

Ksiądz Paweł: – Poziom emocji jest tak wysoki, że ta noc nie jest problemem, problemem jest potem zasnąć.

Maciej, jeden z parafian: – Nie myślę o tym, wiem, że tak jest, przychodzę do cerkwi i po prostu – dzieje się. Na to się czeka cały rok.

W szczecińskiej cerkwi Parafii Prawosławnej pw. św. Mikołaja Cudotwórcy takich tłumów nie było nigdy. Bo oprócz tych, którzy są w Szczecinie z własnego wyboru, doszli też ci, którzy musieli uciekać przed wojną.

W sobotę o 20.00 rozpoczęło się tradycyjne czytanie Dziejów Apostolskich. Tu, w Szczecinie, czytane w kilku językach, w tym po polsku i ukraińsku. Wśród czytających fragmenty Biblii jest też Maciej.

Im bliżej północy, tym w świątyni robi się coraz ciaśniej. Zbliża się kulminacyjny moment. Najpierw wszyscy idą w procesji z krzyżem trzy razy wokół pustej cerkwi (mimo, że jeszcze chwilę temu była nabita po brzegi, nie mógł w niej zostać nikt). Potem ksiądz otwiera cerkiew, ogłasza, że grób jest pusty i że Chrystus zmartwychwstał. Zaczyna się wielkie świętowanie, ludzie zapalają świece, w mrocznej do tego momentu cerkwi włączane są światła.

Z każdą godziną pojawiają się kolejne osoby z koszami pełnymi jedzenia: są tradycyjne, drożdżowe baby, czyli paschy, są jajka, kiełbasa, ale też ser, masło, a nawet owoce i napoje. Nie brakuje patriotycznych, ukraińskich akcentów, choć szczecińska cerkiew zawsze była bardzo wielokulturowa: są tu m.in. Polacy, są Gruzini, Serbowie, Grecy, Ukraińcy, a sam proboszcz jest Łemkiem.

Nie każdy też wie, że szczecińska parafia to Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny, niezależny od żadnego patriarchatu, w tym Moskwy. Proboszcz Paweł Stefanowski zawsze to podkreśla. – Jesteśmy otwarci na wszystkich, każdemu mówimy: witamy, bądźcie tu z nami wspólnie jedną rodziną – podkreśla.

Święcenie pokarmów zaczyna się przed 4.00 rano. Proboszcz szacuje, że przyszło ok. 2 tysięcy osób. Ludzie z koszykami stali w cerkwi, wokół niej i szpalerami wzdłuż chodników przy Zygmunta Starego i Starzyńskiego. – Chcę was tak samo dużo widzieć na niedzielnych nabożeństwach – mówił do wiernych ksiądz Paweł, nie żałując święconej wody.

Ukraińcy to bardzo wierzący naród – podkreślała jedna z kobiet. Vitalij z rodziną i znajomymi przyjechali z Goleniowa. – Mamy małe dziecko, więc tylko na samo święcenie – mówią. Wojna sprawiła, że świętowanie nie dla wszystkich było łatwe. – Moje myśli są na Ukrainie – mówiła Alla z Charkowa, która jest w Szczecinie od miesiąca.

Najbardziej pobożni wierni uczciwie pościli przez ostatnie 40 dni. Zgodnie z tradycją nie jedli mięsa i nabiału. – To jajko jest wtedy naprawdę czymś wyjątkowym – podkreśla ksiądz Paweł.

Po przyjściu do domu wielu, nim położy się choć na chwilę spać, najpierw zje jeszcze coś z poświęconych pokarmów.

Po 4.00 to Maciej zamyka drzwi cerkwi. – Najlepiej taka Pascha wpływa na człowieka, kiedy dobrze pościł, kiedy te 40 dni to były dni prawdziwego postu, ale nie tylko od jedzenia, ale też takiego duchowego wyciszenia. Jeżeli jest zgiełk w duszy, zgiełk wokół i nie potrafimy się wyciszyć, to tę Paschę ciężko przeżyć aż tak radośnie. Teraz wojna to zakłóciła, byliśmy bardzo skupieni na pomocy uchodźcom, na działaniu i przynajmniej mi gdzieś ta duchowość trochę umknęła. Niemniej dzisiaj przeżywałem Zmartwychwstanie całą mocą – mówi.