Nocna magia u Marzeny Białowolskiej

Nocna magia u Marzeny Białowolskiej

Dochodzi 23. Jesteśmy w Fundacji Dzikich Zwierząt Marzeny Białowolskiej. Dzwoni telefon. – Ze Stargardu to jakieś 50 minut. Przyjeżdżajcie. Mam inkubator, rozmrożone świerszcze… Nie nie, nie jest za późno. Jeszcze mam dużo pracy…

Marzena właśnie szykuje się do karmienia ptaków. – Normalnie ludzie tu mają garaż – śmieje się otwierając drzwi. Wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia. Wszędzie stoją pojemniki i transporterki. Wiewiórka Kaśka ożywia się pierwsza, sowa spokojnie patrzy, kawki i młody bażant siedzą cichutko, najmniejsze ptaki krzyczą coraz głośniej.

–To nie ma tak, że ja sobie powiem, a pośpię cztery godziny zamiast dwóch. One naprawdę cierpią, jeśli nie dostaną jedzenia na czas. Można to porównać do nerwicy żołądkowej u człowieka – tłumaczy Marzena.

Najpierw łysy jeszcze maluszek wróbla. Kruszynka. Wystarczy podnieść pokrywkę inkubatora, natychmiast się podnosi z szeroko rozwartym dziobem do góry. Potem reszta – kolejne wróble, kowalik. – Każdy jest kowalikiem swojego losu – żartuje Marzena. Obok pleszki. Te są większe i już opierzone. – Rodziców zaatakowała kuna. Nie sądziłam, że uda się je uratować, bo było ciężko. Rosną i są coraz silniejsze…

Wiewiórka dostaje świeżą wodę. Sójka porcję robaków. Potem pojenie za pomocą strzykawki. Wszystkie ptaki dostają ją wprost do dzioba, tylko jeżyki kropelkami na otwory nosowe. Tak piją w naturze, gdzie nieustannie są w locie.

Chwila pracy w kuchni, bo trzeba przygotować jedzenie dla srok. Wychodzimy do ogrodu, do zewnętrznej woliery, aby je nakarmić. Kilka minut przed północą przyjeżdżają Marlena i Mariusz ze Stargardu z rannym jerzykiem. – Dziękuję, że przyjechaliście. Nie przeżyłby – ocenia Marzena. Ptak ma prawdopodobnie uszkodzone oko.

Marzena wylicza, że pracuje 18 godzin na dobę. – Zaraz pójdę pod prysznic, na chwilę się położę i kolejne karmienie – mówi. W chwilach między pracą ze zwierzętami uczy się i pisze magisterkę, bo kończy psychologię kliniczną. W telefonie długa lista ustawionych budzików na kolejne karmienia. – Czy jestem zmęczona? Ja już przywykłam, że ten czas od kwietnia do sierpnia po prostu taki jest – mówi.

Tylko w ciągu dnia odebrała dokładnie 143 telefony. Najgorzej jest teraz na Jasnych Błoniach, gdzie są tłumy spacerowiczów i czasem z jednym ptakiem siedzącym w trawie dzwonią różne osoby po kilka razy. – Mam dwie wielkie prośby. Po pierwsze – są upały, wystawiajcie wodę, najlepiej w niezbyt głębokich pojemnikach. Po drugie – nie zabierajcie podlotów, czyli młodych ptaków, które są poza gniazdem, jeśli nie są ranne lub wyraźnie osowiałe. W przypadku wątpliwości – wystarczy zrobić zdjęcie i wysłać do mnie lub innej osoby zajmującej się ptakami. Jeśli ptak jest na chodniku czy asfalcie, trzeba go przenieść na najbliższy trawnik i zostawić – tłumaczy.

W „ptasim szpitaliku” robi się coraz głośniej. Mały dzięcioł stuka w ściankę kontenerka, domaga się porcji drewnojadów. Wróble krzyczą. Marzena uśmiecha się i patrzy na nas: – No i przez was się nie umyłam, a tu już kolejne karmienie…

Rano Marzena wysyła zdjęcie. Najstarsza z młodych srok sama zaczęła karmić inne sroczki! Pytam o stargardzkiego jerzyka. „Właśnie wciąga świerszcze. O 6.00 zaczął być bardzo aktywny”. Po oczyszczeniu rany wiadomo już, że oko jest całe. Chwilę przed południem dostaję zdjęcie jerzyka odważnie patrzącego w obiektyw. „Zobacz, jaka już pewna siebie. Nocna magia.”

JEŚLI PODOBA CI SIĘ TO, CO ROBIMY (BĘDZIE NAM ŁATWIEJ PRZETRWAĆ KOLEJNE NOCKI), BĘDZIE NAM MIŁO, JEŚLI POSTAWISZ NAM KAWĘ: buycoffee.to/nadoportemnoc

Materiał został opublikowany 6 czerwca 2021 roku.